poniedziałek, 3 marca 2014

Widziałam go! Czyli życzliwy monitoring

Otrząsanie się po rozstaniu przebiega wieloetapowo:
  • Kilkudniowy płacz,
  • Przełamywanie chęci spreparowania "przypadkowego" kontaktu,
  • Przełamywanie chęci dzwonienia: z płaczem, żalem, wyrzutem, ochrzanem, przekleństwami, wystudiowaną radością, wymyślonym "genialnym" powodem, który za kilka miesięcy uznamy za żałosny, itp.
  • Widzenie byłego w co drugim mężczyźnie,
  • Rzucanie przedmiotami w okno, za którym ujrzałyśmy Jego,
  • Patroszenie maskotek od niego,
  • Śledzenie poczynań byłego w internecie,
  • Rwanie zdjęć,
  • Sklejanie zdjęć,
  • Reżyserowanie scen romantycznego powrotu,
  • Doszukiwanie się rozstępów i rozdwojonych końcówek w nowej partnerce byłego itp. 


Pamiętacie ten odcinek "Przyjaciół", gdzie dziewczyny rytualnie rozstawały się z byłymi?

Kolejność przypadkowa. Poszczególne punkty można w nieskończoność miksować w przeróżnych wariacjach lub uparcie trzymać się jednego, jak również wzbogacić pakiet o pomysły własnego autorstwa (jakby co, dopisujcie w komentarzach!).

Każda z nas musi przejść ten czas mniej lub bardziej dramatycznie, ale ta swoista "żałoba" miejsce mieć musi, więc nie zakłócajmy targających nami uczuć i smiało: rwijmy, tnijmy, tłuczmy i patroszmy, aż do odczucia widocznej ulgi.

Bardzo ważną rolę w procesie rozstania odgrywają nasze koleżanki i przyjaciółki i to o nich będzie ten post.

Przyjaciółka pomoże otrzeć łzę, wysłuchując żalów zarwie dla nas noc, wymyślając powody "dlaczego nie był nas wart" zarwie drugą noc, a rozwodząc się nad brakiem urody i intelektu "tej nowej" zarwie trzecią noc, upije się z nami, zabierze na imprezę, przyrzeknie dozgonną wierność (w opozycji do tego, który zawiódł), przyrzeknie absolutną i wieczną szczerość i - uwaga to zdarza się często, a jest sednem nurtującej mnie sprawy - przyrzeknie informować nas o wszystkim, czego tylko się dowie o niej i o nim.

I tu jest właśnie ta pułapka.

woman with binoculars

Życzliwa przyjaciółka chce dobrze, więc nie raz i nie dwa przybiegnie do nas z newsem typu: "Widziałam go! Sam szedł! Wyglądał na przygaszonego!" albo: "Widziałam ich razem! Nie trzymali się za ręce!" ewentualnie: "Byli w Lidlu! Kupowali szpinak mrożony!" itp.

Oczywiście my-porzucone chłoniemy te historie jak złaknione gąbki i w zależności od ich treści albo popadamy w rozpacz albo w euforię. Zawsze jednak reagujemy bardzo emocjonalnie i, niestety, nie zbliża nas to ani trochę do uporania się z rozstaniem, co więcej - potrafi cofnąć nas z osiągniętego już ciężka pracą i czasem kolejnego etapu "żałoby".

Powiem Wam z własnego doświadczenia, że kiedyś porzucona koleżanka poprosiła mnie, abym koniecznie dała jej znać, gdy kiedykolwiek zobaczę jej Eksa. Obiecałam. Ale gdy kiedyś ujrzałam go gdzieś w mieście, a potem wróciłam do akademika i zobaczyłam koleżankę radosną, w wyśmienitym humorze, zaprzątnięta swoimi sprawami... zamilkłam. Wiem, że nie dotrzymałam słowa, ale uważam, że dobrze zrobiłam nie burząc jej spokoju ducha i radości. Przyniesiona przez mnie informacja nic by jej nie dała, a z pewnością zepsułaby jej humor.

Od tej pory jestem zdania, że dobra koleżanka ogranicza życzliwy monitoring do minimum i racjonalnie ocenia wartość zdobytej informacji naszym o Eksie oraz jej możliwe - nie ukrywajmy: zwykle opłakane! - skutki.

2 komentarze:

  1. Dobre koleżanki to prawdziwy skarb w nasze zwariowane czasy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta racja! Ale dobre to też takie, które potrafią nas czasem przycisnąć ;)

      Usuń